Multitool: Be like Inspector Gadget

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Nóż, aczkolwiek bardzo przydatny – nie zawsze wystarczy. Z zasady nie służy do podważania przedmiotów, wkręcania śrub, czy wyciągania wkrętów ze ścian. Znaczy, da się to zrobić nawet długopisem, ale po co? Do tego rodzaju prac lepiej nada się – co prawda bardziej filigranowy niż zwykły nóż – szwajcarski scyzoryk. Ewentualnie jego nemezis – narzędzie wielofunkcyjne, zwane krócej multitoolem.

Niegdyś to scyzoryk był obiektem pożądania praktycznie każdego. Victorinoxa używał przecież MacGyver. A to był przecież gość. Od czasów MacGyvera minęło już jednak kilka dekad i rynek ewoluował. Pomimo tego, że „klasyka” nadal ma wiernych fanów, to coraz większa rzesza użytkowników decyduje się na multitoola. Powód jest najczęściej prosty – kombinerki. Oraz to, że producenci „tooli” wydają się lepiej rozumieć różnych klientów i ich potrzeby. Faktycznie parcie musiało być mocne, skoro złamali się nawet konserwatywni Szwajcarzy.

Decydując się na zakup multitoola należy pamiętać o starej jak świat zasadzie – „im więcej funkcji ma dany przedmiot, tym gorzej wykonuje każdą z nich”. Zebrane w nim narzędzia nigdy nie będą tak dobre, jak ich odpowiedniki występujące osobno. Jednak w przypadku multitoola to nie wada. Bo i nie o to w tym chodzi.

Multitool to nie zamiennik skrzynki z narzędziami, ale jej podręczna, zminiaturyzowana wersja. Dzięki niemu możliwe staje się wykonanie szeregu podstawowych prac, w sytuacji, kiedy normalnie bezradnie rozłożylibyśmy ręce. Mało kto nosi przy sobie na co dzień zestaw pełnowymiarowych kombinerek, śrubokrętów, czy nożyczek. A w ten sposób – ma się funkcjonalne odpowiedniki zawsze przy sobie.

Pomimo tego, że multitool nie może równać się z garażowym zestawem narzędzi – bez problemu da się nim wykonać szereg prac przy samochodzie, czy zmontować dość dużą szafę na ubrania (sprawdziliśmy). Przydaje się też w sytuacjach, kiedy wyciąganie foldera z kieszeni może być odebrane raczej mało pozytywnie – w gronie nieznajomych, w komunikacji miejskiej, w biurze czy innych publicznych miejscach. Czasami lepiej posłużyć się ostrzem w multitoolu. Narzędzie niby podobne, efekt identyczny a konotacja jednak zupełnie inna.

Bywa też tak, że mając już przy sobie nóż w kieszeni to trudno znaleźć jeszcze miejsce na multitoola. A że konieczność posiadania bardziej skomplikowanych narzędzi niż krawędź tnąca pozostaje, to na ratunek przychodzą tak zwane minitoole oraz microtoole. Minitoole to najczęściej pomniejszone wersje narzędzi wielofunkcyjnych. Nie oferują aż takiego komfortu pracy, ale coś kosztem czegoś. Jeżeli częściej używamy noża, a innych narzędzi „od święta”, ale wolimy je mieć pod ręką i żeby nie zawadzały, to takie rozwiązanie jest jak najbardziej użyteczne i sensowne.

Microtoole z kolei to teoretycznie proste, niewielkie gadżety, które można przypiąć do kółka razem z kluczami. Nie zajmują wiele miejsca, a zawsze jest to jakaś forma zapasu. Dla niewprawnego oka mogą przypominać ciekawe breloczki, czy zgoła klucze. Microtool możemy zabrać też wszędzie tam, gdzie wzięcie normalnego multi, czy nawet minitoola raczej nie wchodzi w grę – na koncert, na mecz, czy chociażby na pokład samolotu w bagażu podręcznym. Prym wiodą tutaj marki takie jak True Utility, czy Nite Ize. Zwłaszcza ta pierwsza daje solidny wybór – od kieszonkowych zapalniczek i śrubokrętów po ładowarki USB i kieszonkowe długopisy.

Sytuacja na rynku narzędzi wielofunkcyjnych jest dynamiczna. Tam, gdzie przez lata panował niepodzielnie scyzoryk, dzisiaj pojawiają się takie kombinacje rozwiązań, że da się je dopasować tak, by pasowały jak ulał do naszej pracy, upodobań i stylu życia. Jak nie multitool, czy minitool, to mikrotool lub mieszcząca się w portfelu karta survivalowa. Wybór może onieśmielać. Dlatego tradycyjnie – prosimy o kontakt. Chętnie pomożemy!